Stanisław Białogłowicz / malarstwo

Stanisław Białogłowicz

Studia na Wydziale Malarstwa Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom w 1973 roku w pracowni malarstwa prof. Wacława Taranczewskiego.
Od 1973 roku samodzielna praca twórcza i pedagogiczna w szkolnictwie artystycznym. Profesor zwyczajny Uniwersytetu Rzeszowskiego oraz Państwowej Wyższej Szkoły Zawodowej w Sanoku. Uprawia malarstwo sztalugowe, monumentalne i rysunek. Dotychczas zorganizował ponad 40 wystaw indywidualnych, brał udział w około 160 wystawach zbiorowych w kraju i za granicą. Laureat nagród ministerialnych, wojewódzkich, rektorskich oraz salonów wystawienniczych.

„Deesis”,2005, olej / płótno, 140 x 120 cm

Wstęp do katalogu Mistrza

„Bez końca i do końca o człowieku”, tak mogłabym rozpocząć analizę twórczej pracy mojego męża – Mistrza.
Przebywam w tym monumentalnym i kolorystycznym świecie malarskiej ekspresji od wielu lat, w którym zewsząd otaczają mnie różnorodnych formatów i bynajmniej nie łatwych zestawień barwnych zawsze jednak czynionych techniką olejną, obrazy.
Otaczają mnie od świtu do późnego wieczora. Są ze mną wszędzie tam gdzie skieruję swój wzrok. W swej wszechobecności funkcjonują jak dzieci, bijące blaskiem swojego piękna, z którymi trudno się rozstawać nawet na czas planowanej wystawy. Cenię sobie w nich wszelkie kontrasty, które jak warta honorowa strzegą płaszczyzny obrazu. Mistrz jest doświadczonym i wspaniałym kolorystą i to niewątpliwie stanowi o sile i wyrazie artystycznym Jego prac.
W przeszłości forma obrazów była zdecydowanie bardziej narracyjna. Kompozycję stanowiły odbicia najbliższych z rodziny, autoportretów lub portretów bliskich, splątanych mrocznym zestawieniem barw. Z biegiem czasu oraz w miarę doświadczania własnej kondycji, paleta stawała się miejscem ciągłych poszukiwań oraz nowych rozwiązań kolorystycznych od bardzo oszczędnych i subtelnych w gamie prac do obrazów, w których zaczęły się uwidaczniać nieobecne dotąd formy, o zdecydowanie silniej oddziaływujących napięciach kolorystycznych. Pamiętam każdą sytuację, w której „rodziły” się obrazy, bowiem każdemu z nich towarzyszyłam od początku śledząc proces ich kształtowania.
Analizuję bieg owego procesu od strony psychologicznej i pamiętam nie tak rzadkie sytuacje, w których to kierowane do Mistrza pytanie podczas Jego pracy w pracowni, długo pozostawało bez odpowiedzi, bowiem w tym czasie przestrzeń relacji pozostawała niedostępna dla ludzkiego ich wymiaru. Niebawem zrozumiałam, że „przykładanie” pędzla do płótna jest rozmową, dialogiem, zapisem z dokładnością tachografu, rejestracją chwili a nawet spowiedzi, treścią której są spostrzeżenia mieszane z subiektywną wyobraźnią będącą swoistą przestrzenią krążących po niej fragmentów zdarzeń, myśli, rodzinnych uroczystości, wyjazdów, notatek plenerowych, szkiców z codziennych wydarzeń oraz czasu spędzanego z sobą nawzajem.
Od kilkunastu lat obserwuję, że wszelkie sfery wyrażania świata uzyskiwane są niespodziewanie zaskakującymi rozwiązaniami kolorystycznymi, zagęszczaniem materii, wzbogacaniem faktury obrazu poprzez zwielokrotnione „dotykanie” obrazowanej myśli.
Nieżyjący już profesor Zbylut Grzywacz będąc w naszym nyskim domu powiedział: „Staszku, gdyby Krystyna ścięła swój kok skończyłaby się twoja twórczość”. Zabrzmiało to jak wyzwanie, a jednocześnie zmaganie się z siłą własnej woli, bo kok mam nadal a jego kształt stanowi leit motiv właściwie każdego obrazu Mistrza. Ów kształt stał się skrótem myślowym, metaforą wielu zamysłów i realizacji malarskich, intencją rozumienia figury ludzkiej, ekspresją artystycznej powierzchni malarskiej a może subiektywną antropologią.
Figura postaci człowieka zamknięta w różne formaty płótna i niepowtarzalne kolorystyczne płaszczyzny, promieniująca jasnością zrodzoną w umyśle malarza, wprowadza w świat niezwykle tajemniczy i zazwyczaj nieodgadniony dla postronnego odbiorcy. Zamknięta małym formatem, prostotą eksploruje jego przestrzeń. Imponująca „małość” od lat fascynuje mnie siłą swojej prostoty w wyrażaniu wewnętrznej głębi. Uważam, że małość narzuca artystyczną intymność wypowiedzi, zmusza do oszczędności i zdecydowanie selektywnej formy artystycznej. Inaczej figura człowieka funkcjonuje na dużym formacie, w którym większa i otwarta przestrzeń nie powodując zagubienia tejże figury, wymusza zgoła inną dyscyplinę w sposobie zestrajania środków malarskich z wewnętrznymi, duchowymi lub emocjonalnymi przeżyciami Mistrza. Monumentalność ludzkiej figury jakby żywcem przeniesiona z wielkiego płótna sprawdziła się i jednakowoż wspaniale prezentuje się w formie zrealizowanych autorskich polichromii we współczesnych świątyniach.
W tych nieogarniętych przestrzeniach realizuje się autorska filozofia sztuki ” Myśl po myśli, obraz zamalowany”, z których emanują ubrane w światło i fantastyczny kolor formy i znaki malarskie, będące wyrazem niedostępnego z zewnątrz holistycznego wizerunku Mistrza. Głębia tych przestrzeni zmusza mnie do subiektywnej analizy i aczkolwiek zawsze bardzo trafne tytuły prac niejednokrotnie, nie tylko nie ułatwiają dotarcia do wewnętrznych treści przeżyć męża, ale niejednokrotnie utrudniają jego analizę, wprowadzając zamęt myślowy.
Po latach „współtworzenia” wiem, że nie ma odpowiedzi wprost, nie występuje bowiem prostolinijny transfer koczujących w wyobraźni wyobrażeń w malarskie środki ekspresji, zamkniętych w małych lub dużych formatach, bijących blaskiem koloru, płócien mojego ukochanego Mistrza.

 

Krystyna Węgrzyn-Białogłowicz

Skip to content