23.11-06.12 / Ewa Lis / Prywatne kolekcje

Prywatne kolekcje to projekt zakładający cykliczną prezentację prywatnych zbiorów sztuki będących w posiadaniu artystów, a także ludzi blisko związanych z artystami, galeriami i życiem artystycznym. Wielu z nich posiada bardzo ciekawe i bogate zbiory gromadzone przez lata.
Chcielibyśmy je pokazać, a tym samym udostępnić o wiele szerszemu gronu odbiorców, prezentując jednocześnie samych kolekcjonerów podczas spotkań autorskich, gdzie będą mogli podzielić się historią pochodzenia swoich zbiorów, dokonanywanych wyborów i preferencji artystycznych.
Naszym zamiarem jest nawiązanie i promocja pięknej idei prywatnego kolekcjonowania sztuki, tak bardzo powszechnej w środowiskach inteligencji okresu międzywojennego.
W tym roku zaprezentujemy kolekcję Ewy Lis z Przemyśla, osoby bardzo blisko związanej przede wszystkim ze środowiskiem literackim, ale także muzycznym i, jak widać, również plastycznym. Korzystając z okazji, chcielibyśmy podziękować Urzędowi Miasta Przemyśla za finansowe wsparcie realizacji projektu.

Organizatorzy

Tadeusz Bachowski, Przemyśl, widok z okna, 2005 – fotografia, 15 x 23 cm

Ewa Lis urodziła się i mieszka w Przemyślu. Jest absolwentką bibliotekoznawstwa i informacji naukowej na Uniwersytecie Jagiellońskim. Od trzydziestu lat pracuje w Przemyskiej Bibliotece Publicznej. Organizatorka imprez, animatorka kultury. Bywa w dobrym towarzystwie. Przyjaciółka artystów.

Gromadząc w swoim domu obrazy, nigdy nie myślałam o nich w kategorii kolekcji, a owo gromadzenie było raczej splotem najróżniejszych, najczęściej przypadkowych okoliczności, nie zaś planowanym, długoterminowym i ciągłym przedsięwzięciem, za jakie mogę uznać, na przykład, moje zbieractwo książek, trwające od wczesnego dzieciństwa po dziś dzień, czy też kompletowanie nagrań z muzyką operową.

Dzieła sztuki zaczęły się pojawiać w moim najbliższym otoczeniu dwadzieścia kilka lat temu, z chwilą otrzymania własnego mieszkania. Na początku były to dwa piękne pejzaże Mariana Strońskiego, użyczone mi przez rodziców, z ich zbioru dzieł przemyskiego twórcy. Później zaczęły przybywać następne, bardzo różne obrazki: a to mała grafika Marka Mikruta, zakupiona pod wpływem nagłego impulsu, a to wydobyty z szuflady i oprawiony rysunek autorstwa Edwarda Kmiecika, przedstawiający mego pięcioletniego syna, a to portret jego ojca, Romana Lisa, który Cezariusz Kotowicz namalował mu w połowie lat 80-ych, a to odnaleziony po ćwierćwieczu rozkoszny okaz z gatunku „na szkle malowane”, nabyty kiedyś w Zakopanem… Pamiętam, że gdy w pokoju zawisło osiem, może dziesięć obrazów, wiedziałam, że chcę ich mieć więcej i zaczęły mnie irytować te fragmenty ścian, które nie były jeszcze zasłonięte – czy to przez regały z książkami, czy to przez obiekty plastyczne. Po latach powody do irytacji zniknęły, wraz z ostatnimi centymetrami „powierzchni wystawienniczej”. Zbiór rozrastał się, między innymi z tej przyczyny, że w licznej grupie mych bliskich znajomych i przyjaciół, sporą część stanowią artyści – malarze, rzeźbiarze, fotograficy. To właśnie dary od nich w znacznym stopniu zaważyły na wielkości i kształcie tej kolekcji. Ponadto, kilka lat temu, po śmierci rodziców, przejęłam z rodzinnego domu pozostałe obrazy Mariana Strońskiego i mam ich obecnie siedem, w tym duży, olejny portret mojej mamy.

Oczywiście, zdarzało mi się także kupować prace, w tym i od zaprzyjaźnionych malarzy, były to jednak wydarzenia incydentalne, co stwierdzam z niejakim zawstydzeniem. Ostatni zakup, jakiego dokonałam kilka miesięcy temu, to dwa satyryczne rysunki Henryka Wańka, wybitnego artysty plastyka, pisarza, człowieka wielkiej mądrości. Jest to zresztą jeden z nielicznych twórców reprezentowanych w opisywanym zbiorze, niezwiązanych ze środowiskiem przemyskim.

Bardzo sobie cenię te eksponaty z mojej kolekcji, które trafiły do niej w wyniku zwyczajowych „losowań” odbywających się podczas wernisaży w Galerii Sztuki Współczesnej. Staram się bywać na większości wernisaży, a także uczestniczyć w losowaniach prac, przeznaczonych na ten cel przez wystawiających artystów. Do tej pory los nagrodził mnie dwukrotnie: za pierwszym razem obrazem Tadeusza Nuckowskiego, za drugim – Elżbiety Kardamasz – Cieszyńskiej.

W zbiorze znajdują się także obrazy Ireny Śliwy, mojej chrzestnej mamy, a zarazem autorki, która działalność malarską podjęła dopiero po zakończeniu pracy zawodowej, niewiele mającej wspólnego ze sztuką. Po latach zdobyła sobie zasłużenie wiodące miejsce w grupie przemyskich plastyków nie będących absolwentami szkół artystycznych. Zawartość kolekcji, to prace malarskie oraz grafiki, rysunki, obiekty wykonane technikami własnymi i fotografie. Są także dwie rzeźby autorstwa Mariana Szajdy, w tym niezwykle mi bliski „swingujący niedźwiadek”, statuetka symbolizująca pewien etap w moim życiu, ważny zarówno w sferze towarzyskiej, jak i artystycznej. Wśród autorów, jak wspomniano, przeważają artyści przemyscy. Są to, między innymi, Wiesław Wodnicki, Cezariusz Kotowicz, Tadeusz Nuckowski, Janusz Jerzy Cywicki, Andrzej Cieszyński, Barbara Lis, Jurek Lis, Wiktor Dżochowski, Marek Mikrut, Renata Wota, Edward Kmiecik. Sztukę fotografii reprezentują Grażyna Niezgoda, Jacek Szwic, Krzysztof Ziemba, Tadeusz Bachowski i Beata Jędruch.

Przejawiałam zawsze pewną słabość do sztuki ludowej, nie zgromadziłam jednak wielu obiektów z tej dziedziny. Cieszę się, że trafił do mnie drewniany krzyż wykonany przez Mikołaja Mazurka z Brzeżawy.

Zdarzają się w zbiorze prace, na szczęście nieliczne, których autorstwo trudno ustalić, jak choćby udany portrecik mojego ojca, narysowany wiele lat temu w Doniecku na Ukrainie przez tamtejszego artystę, a podpisany jedynie inicjałem. Niezwykle trudno byłoby mi podjąć się oceny mojej kolekcji, bo jeśli nawet nie wszystkie zebrane w niej prace znajdą trwałe miejsce w historii sztuki, dla mnie jest ona w całości ogromnie ważna. Nie bardzo mogę sobie wyobrazić bez niej mój dom. Nie potrafiłabym z niej wytypować jednego lub kilku najbardziej ulubionych obrazów, czy zdjęć. Umiem o niej myśleć i wypowiadać się głównie w kategoriach emocjonalnych, bowiem prawie z każdym obrazem, rysunkiem, fotografią, rzeźbą jestem emocjonalnie związana, czy to poprzez osobę autora, czy za sprawą tego właśnie fragmentu świata, który przedstawił w swym dziele, a który i mnie jest bliski. Mam wrażenie, że także ludzie, którzy u mnie bywają, dobrze się czują w domu opanowanym w dużej mierze przez sztukę. Jest w tej kolekcji zapewne mniej szaleństwa, niż prostolinijności, ale za to więcej ciepła, niż chłodu, więcej pogody, niż mroku.

Ewa Lis

Skip to content