ARTEFAKTY – 3 / Magdalena Rabizo Birek / autorka koncepcji

Magdalena Rabizo Birek – autorka koncepcji

Ur. w 1964 r. Ukończyła kulturoznawstwo na Uniwersytecie Łódzkim, zawodowo związana z wyższymi uczelniami Podkarpacia (pracuje jako adiunkt na Uniwersytecie Rzeszowskim). Uprawia krytykę literacką i krytykę sztuki. Opublikowała książki: Czytanie obrazów. Teksty o sztuce z lat 1991-1996 (Rzeszów 1998) i Między mitem a historią. Twórczość Włodzimierza Odojewskiego (Warszawa 2002). Jest redaktor naczelną ogólnopolskiego kwartalnika Iiteracko-artystycznego „Fraza”. Teksty o sztuce publikowała także na łamach „Art & Business”, „Odry”, „Opcji”, „Arkusza”, „Sycyny” i „Akantu” oraz w pismach regionalnych. Stale współpracuje z miesięcznikiem „Twórczość” i Radiem Rzeszów.

Kryzys przedstawienia wydaje się być zjawiskiem najbardziej charakterystycznym dla głównego nurtu sztuki minionego stulecia, który wyrósł z awangardowej rewolucji pierwszych trzech dekad XX wieku, najradykalniej przewartościowującej dotychczasowe tradycje i zasady twórczości plastycznej. Obrazy ukazujące świat, ludzi i przedmioty zastąpiły różnorakie idee mniej lub bardziej abstrakcyjnego „malarstwa”, w którym cenione były nade wszystko jakości formalne. Parafrazując znaną maksymę nabisty Maurice’a Denis dla przysłowiowego „współczesnego malarza” pierwszoplanowym zadaniem stało się pokrycie płaskiej powierzchni obrazu kolorami w pewnym określonym porządku, dopiero w drugiej kolejności (i najlepiej pretekstowo ujęte) anegdota, elementy pejzażowe, naga kobieta czy bojowy koń.

Od czasów wczesnego renesansu, a może jeszcze wcześniej – w grecko-rzymskiej starożytności, metaforycznymi symbolami sztuk pięknych, a jednocześnie ulubionymi ich motywami, były okno i lustro. Okno wskazywało te gatunki plastyczne, w których uwaga malarzy skierowana była na makrokosmos: naturę, światy ludzi i bogów. Lustro natomiast sygnalizowało malarską intymistykę – wnikanie artysty w zagadki mikrokosmosu i człowieczeństwa, przybierające formę portretów, martwych natur oraz scen rodzajowych we wnętrzach. Do metaforycznego obrazu malarstwa jako okna odwołał się w słynnym eseju o sztuce nowoczesnych hiszpański filozof Jose Ortega y Gasset. Aby wskazać pozytywny aspekt dokonanej za ich sprawą radykalnej przemiany idei sztuki przywołał taki oto obraz:

Wyobraźmy sobie, że patrzymy przez okno na ogród. (…) Ponieważ uwaga nasza skupiona jest na ogrodzie, nie zauważamy szyby, przenikamy ją wzrokiem. (…) Możemy jednak również nie zwracać uwagi na ogród i zatrzymać wzrok na szybie. Ogród zniknie wtedy sprzed naszych oczu, pozostanie z niego jedynie, jak gdyby przyczepiona do szyby, gmatwanina kolorów. Tak więc oglądanie ogrodu i oglądanie szyby to dwie różne czynności , które się nawzajem wykluczają (…). Podobnie dzieło sztuki znika z pola widzenia tego, kto w nim szuka tylko wzruszających losów Jana czy Marii czy też Tristana i Izoldy odpowiednio przystosowując do tego swe widzenie. Cierpienia Tristana są po prostu cierpieniami i mogą budzić współczucie o tyle tylko, o ile bierze się je za prawdziwe. Lecz przedmiot sztuki jest artystyczny dopiero wtedy, kiedy nie jest rzeczywisty. (…) Jednakże większość ludzi nie potrafi przystosować swego aparatu odbiorczego do szyby, nie jest w stanie postrzegać przezroczystości, jaką jest właśnie dzieło sztuki. Zamiast tego przenikają je wzrokiem i rozkoszują się ludzką rzeczywistością, do której dzieło sztuki nawiązuje.

Ortega y Gasset porównuje nieuchwytną istotę sztuki do przezroczystej szyby. Z kolei polski filozof sztuki Wiesław Juszczak w eseju zainspirowanym powieścią Pani Dalloway Virginii Wolff, posłużył się pięknym, wieloznacznym, podkreślającym związek twórczości z transcendencją określeniem „zasłona w rajskie ptaki” (taki też tytuł nosi jego książka). Położenie nacisku na kreacyjny aspekt sztuki oraz samoistność i wagę formy w dziełach plastycznych – bo tak należy rozszyfrowywać owe metaforyczne wyrażenia – nie przyniosło jednak artystom XX wieku spodziewanego szczęścia, już raczej smutek niespełnienia, gorycz niezrozumienia i odrzucenia przez publiczność, która, nie znajdując w ich dziełach owych pogardzanych, a przecież stale poszukiwanych ludzkich treści – obrazu własnych doświadczeń, przeżyć i marzeń – odwróciła się od malarstwa w stronę obrazkowej kultury masowej, premiując uwagą nawet kicz, jeśli tylko odnajduje w nim jakąś cząstkę siebie.

Hiszpański myśliciel uznał dehumanizację sztuki za cechę wyróżniającą i łączącą różne kierunki Wielkiej Awangardy i taki tytuł nadał swojej rozprawie. Owo „odczłowieczenie” uwidoczniło się w deformacji kształtów rzeczywistych i stopniowej eliminacji z dzieł plastycznych elementów nazbyt ludzkich; przy czym twórcy nowoczesności szczególnie destrukcyjny impet skierowali na wizerunki człowieka. Kryzys portretu wydaje się być charakterystycznym rysem dwudziestowiecznej sztuki. Przyczyniły się do tego także fotografia i film – wynalazki techniczne niemal idealnie reprodukujące kształty rzeczywiste. Nade wszystko jednak w wieku dwudziestym nie wyłoniono spójnej wizji człowieczeństwa. Dynamicznie rozwijające się nauki o człowieku – psychologia i socjologia – przynosiły i przynoszą kolejne, wzajemnie sprzeczne odkrycia i rewelacje, które pogłębiają raczej niźli porządkują myślowy i ideowy chaos. Przyrost wiedzy naukowej na temat natury ludzkiej nie przekłada się na powszechną mądrość.

Współczesny człowiek, tak twórca, jak i odbiorca sztuki, ma problemy z rozpoznaniem, jaki naprawdę jest. Czy kieruje nim rozum, czy – jak uważał Freud – jest w mocy popędów, namiętności i kompleksów, których źródła giną w ciemnych mrokach początków życia? Czy zmierza w stronę dobra czy zła? Czy jest Bóg, który stworzył świat i ludzi czy też to społeczność ludzka, doskonaląc się przez wieki, mimo cyklicznych okresów kryzysów, wojen i zagłady, kształtowała prawo i moralność, bezskutecznie na ogół próbując przerwać spiralę nienawiści i przemocy? Współcześni artyści są zagubieni w gąszczu antropologicznych, socjologicznych i filozoficznych teorii, które zgodnie objawiają rozliczne uwikłania jednostek, a kwestionują ludzką podmiotowość, odrębność, siłę sprawczą, wolność woli. Nawet, jeśli obdarzeni zostali łaską wiary, nie są wolni od dojmującego poczucia samotności, przygodności, przypadkowości i nieuniknionej subiektywności własnych duchowych i artystycznych poszukiwań.

Czysta forma rodzi nienasycenie, wywołuje głód prawdy, piękna, wartości. Nieszczęścia nowoczesnej sztuki z czarnym, tragicznym humorem prorokował Witkacy. Z perspektywy mijającego wieku tak ocenił je wrażliwy odbiorca sztuki – poeta Dariusz Bugalski – w utworze otwierającym tom jego lirycznych Przekładów (1995) dzieł sztuki nowoczesnej:

Sztuka naszego stulecia ma

bolesną świadomość formy.

Forma unosi się przed naszymi oczyma.

Na pewno tyle tylko.

Niczego nie komunikuje.

Oczekujemy, że jej dotkniemy,

ale nie wiadomo,

w jaki kształt ułożyć dłoń,

jakim gestem ją objąć,

gdzie podziać oczy.

(Prolog)

Klęska koncepcji czystej formy, wyczerpanie się jej, jak się okazuje, ograniczonych możliwości wyrazowych, kapitulacja twórców przed wymaganiami odbiorców i swoimi głębokimi potrzebami wyrażenia w sztuce tego, co znużony dosłownością i ubóstwem realistycznej konwencji, Ortega y Gasset z nutą ironii nazywał „odbiciem życia, naturą widzianą przez temperament jednostki, przedstawieniem ludzkich losów itd.”, znajduje wyraz w poszukiwaniach wielu współczesnych artystów. Niezadowoleni z postaci, jaką przybrała sztuka w XX wieku, mają jednakże świadomość, że nie da się cofnąć czasu i po prostu powrócić do sprawdzonych konwencji realistycznego obrazowania, że nie sposób tworzyć tak, jak czynili to dawni mistrzowie. Poszukują zatem takich indywidualnych konwencji artystycznych, które byłyby zgodne z duchem czasu, zachowywały autonomiczne wartości formy plastycznej oraz wolność wyobraźni i kreacji – owe wartościowe zdobycze awangardy – a jednocześnie zdolne byłyby wyrazić złożone przesłania ważkich, ludzkich i „arcyludzkich” spraw, będących świadectwem ich doświadczeń oraz przemyśleń na temat natury, człowieka, historii i Boga. Twórcom tym wydaje się przyświecać szczególny cel humanizowania nowoczesnej sztuki, wpisywania na powrót treści w utopijną wizję Czystej Formy.

Do wzięcia udziału w drugiej edycji wystawy „Artefakty 2” 2003, którą zatytułowałam „Bez końca o człowieku” zaprosiłam czterech artystów Podkarpacia, dla których problem wizerunku człowieka w sztuce jest nie tylko fundamentalny, ale także rozwiązywany przez nich w oryginalny sposób. Twórcy ci odwołują się do różnych konwencji malarstwa figuratywnego, zarówno tradycyjnych, dobrze zadomowionych w polskiej sztuce, jak symbolizm, realizm czy postimpresjonizm, jak i tych zrodzonych z ducha nowoczesności, przedstawiających człowieka nie wprost, przez podobieństwo kształtów, ale w sposób przenośny – przez znaki, symbole i metafory. Mam nadzieję, że wystawa da możliwość pogłębienia, a czasem także nawiązania owocnego dialogu między artystami a odbiorcami na płaszczyźnie obchodzących wszystkich „spraw ludzkich”, co pomoże rozproszyć narosłe po awangardowej rewolucji obopólne przesądy i uprzedzenia oraz będzie inspirować dyskusje nad kształtem współczesnej sztuki i miejscem w niej refleksji nad kondycją człowieka, a także formami jego uobecniania w sztuce.

Współcześni twórcy chcą nie tylko tworzyć tak zwaną sztukę dla sztuki czy też sztukę dla wyspecjalizowanego odbiorcy; coraz częściej przedstawiają prace, które mają realne szanse w społecznym dyskursie o wartościach etycznych i egzystencjalnych oraz współgrają z niepokojami i wyzwaniami współczesności. Warto zauważyć tę ważną przemianę w myśleniu o aksjomatach i imponderabiliach sztuk plastycznych, która gwarantuje – w moim przekonaniu – bardziej optymistyczną i realną ich przyszłość.

Magdalena Rabizo-Bire

Skip to content