28.08-08.09 / Darek Sobociński
Darek Sobociński
Urodził się 3 kwietnia 1949 r. w Białymstoku. Ukończył Liceum Sztuk Plastycznych w Supraślu, a następnie studia na Wydziale Grafiki Akademii Sztuk Pięknych w Krakowie. Dyplom w 1974 r. w pracowni miedziorytu prof. Mieczysława Wejmana. Zajmuje się malarstwem i grafiką użytkową. Współpracuje z wydawnictwami, projektuje plakaty, znaki firmowe, okładki książek. Jest stypendystą Ministerstwa Kultury i Sztuki. Swoje prace malarskie wystawiał na wielu wystawach indywidualnych i grupowych m.in. w Szczecinie, Poznaniu, Wrocławiu, Warszawie, Lund, Przemyślu, Łomży, Białymstoku i Krakowie. Od 2006 roku mieszka i pracuje w Kłodzku.
„To my jesteśmy ubodzy, bardzo ubodzy. Znakomita część sztuki współczesnej opowiada się po stronie chaosu, gestykuluje w pustce albo mówi o historii własnej jałowej duszy. Dawni mistrzowie, wszyscy bez wyjątku, mogli powtórzyć za Racinem „pracujemy po to, aby podobać się publiczności”, to znaczy wierzyli w sens swojej pracy, możliwość międzyludzkiego porozumienia. (…) Niech pochwalona będzie ta naiwność”
Zbigniew Herbert
Malarstwo pejzażowe jest odwagą, trudem, tu artysta opowiada się po stronie porządku a nie chaosu, a chcąc znaleźć własną formę wypowiedzi pokonuje ogromny wysiłek zmierzenia się z tradycją. We współczesnej sztuce temat pejzażu jest nie tylko obecny, ale wciąż niezmiennie żywy. Kadr pejzażu pozwala na projekcję osobowości, umożliwia wypowiedź bardzo osobistą, z zachowaniem dystansu formalnego.
Siła wywodzącego się ze szkoły krakowskiej malarstwa pejzażowego, pozostaje niezatarta przez stulecie, choć starano się zatrzeć „resztki kapizmu” , odejść w odprzedmiotowienie co tylko dało mu szansę trwania nadając nowy sens. Szczególne widzenie światła i koloru jakie znamy z twórczości Rzepińskiego, Potworowskiego, Czapskiego, ma swoją kontynuację w twórczości Dariusza Sobocińskiego.
Są malarze nietknięci eskapizmem, którzy istnieją dzięki jednemu miejscu. Dla wielu artystów z kręgu Słonnego pejzaż jest głównym powodem, pretekstem ich sztuki. Jakby z miejsca, z tego tópos koinós wyrasta ich twórczość. Sobociński nie wędruje, statycznie ustawia oko w pejzażu, to krajobraz zmienia się w kadrze, przeobraża, ewoluuje, wrażliwy na zamysł malarza.
Pejzaż Sobocińskiego to nie Imaginary Landscape, twórca obserwuje, chłonie, analizuje by dokonać syntezy. Obserwacja zatacza krąg, wraca abstrakcją prawdziwszą od realizmu. Malarz, przywiązany do horyzontu, nie odchodzi w abstrakcję zbyt daleko. Ustala perspektywę oglądu i geometrię kompozycji – reszta rodzi się w dopowiedzeniach widza.
Obrazy ze Słonnego ukazują pejzaż arkadyjski, artysta stara się zdefiniować genius loci tego miejsca nad Sanem, gdzie kończy się droga. Góra, Niebo, Rzeka – niemal taoistyczna prostota tych pejzaży zderzona jest z gęstym kolorem, rozedrganą materią i światłem roztartym po powierzchni obrazu gestem szpachli.
Ostatnie obrazy z cyklu „Powódź” są dramatyczne, niespokojne, nieodwracalne. Malarz buduje świat inaczej niż w będących dowodem na statyczność krajobrazu „widokach” ze Słonnego. Odkrywa w pejzażu spektakl, dramat, znajduje formę przetaczającą się przez pejzaż – zagarniający wszystko żywioł potopu.
Potworowski w szkicowniku pisał: „Zachód słońca tworzy czerwone plamki na niebie, niech będzie przeklęte wszystko i wszyscy, kto wejdzie mi w drogę…”
/czerwiec 1952 roku zachód słońca 26 czerwca w domu Pauliny /
Widoki Sobocińskiego są pozbawione sztafażu, nikt nie staje między horyzontem a malarzem, a ten, spokojnie, w przestrzeni niezmąconej obecnością, mając do dyspozycji wytrawny warsztat realizuje swoje kadry, nie tracąc nadziei na możliwość porozumienia.
Marzanna Wróblewska