30.04-18.05 / Grafinale / Elita Grafiki Polskiej – Piotr Szurek
Piotr Szurek
Piotr Szurek urodził się w 1958 r. W 1987 r. ukończył Państwową Wyższą Szkołę Sztuk Plastycznych w Poznaniu. Prezentował swoje prace na wystawach indywidualnych, m.in. w: Paryżu (1990, 1991, 1993, 1996, 1998, 2002, 2004, 2010), w Luksemburgu (1992, 1997, 2002, 2009), Brukseli (1994), Nancy (1994, 2003, 2010), Charkowie (2000), Wiesbaden (2006, 2010) i w Poznaniu (1989, 1995, 1999, 2000) oraz na wystawach zbiorowych, w tym na: Międzynarodowym Biennale Grafiki w Krakowie (1988), Międzynarodowych Targach Sztuki FIAC w Paryżu (1993, 1998), na Triennale Grafiki Polskiej w Katowicach (1994, 1997, 2000, 2006), Międzynarodowym Biennale Grafiki w Užicach (1997, 1999, 2001, 2009), Międzynarodowym Biennale Grafiki w Ljubljanie (1999), Art Paris (2000, 2001, 2002, 2003, 2006), Międzynarodowym Triennale Grafiki Krajów Nadbałtyckich w Kaliningradzie (2002), Międzynarodowym Konkursie Rysunku we Wrocławiu (2000, 2003). Jest laureatem nagród: m.in. Nagrody Fundowanej na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Krakowie w 1988 r., Nagrody Regulaminowej i Grand Prix na Triennale Grafiki Polskiej w Katowicach w 1994 r., Silver Point na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Užicach w 1997 r., Grand Prix na Międzynarodowym Biennale Grafiki w Užicach w 1999 r., Nagrody Specjalnej na Międzynarodowym Triennale Grafiki w Krakowie w 2000 r., Nagrody Regulaminowej na Międzynarodowym Triennale Grafiki Krajów Nadbałtyckich w Kaliningradzie w 2002 r. oraz Grand Prix na II Międzynarodowym Konkursie Rysunku we Wrocławiu w 2003 r. Prace w wielu kolekcjach prywatnych i państwowych m.in. : Biblioteque Nationale w Paryżu, Cremona Civic Museum w Kremonie we Włoszech, Kaliningrad State Art Gallery. W Polsce w zbiorach Muzeum Narodowego w Krakowie, Szczecinie, Państwowym Muzeum na Majdanku i w Muzeum Ziemi Lubuskiej w Zielonej Górze.
Naczynie czasu
O ile zasadniczą wartością w sztuce wydaje się niepowtarzalność ekspresji, o tyle obecność w niej powtórzeń stanowi zawsze jakieś połączenie z myślą, która to, co niepowtarzalne próbuje ogarnąć, upakować w jakimś racjonalnym porządku, nawet jeśli tym, co ostatecznie uchwytne jest tylko ciąg mechanicznie odliczanych chwil. Seryjność, multiplikacja, powielanie w różnych wariantach tego samego motywu należy do repertuaru sztuki współczesnej, tworząc wewnętrzne uzasadnienia, kiedy te zewnętrzne stają się coraz bardziej zawodne. Może w ten sposób działalność artystów nawiązuje bezwiednie do najbardziej naturalnych „technik”, kiedy żaden sen jeszcze się człowiekowi nie przydarzył, żadna refleksja nie podwajała egzystencji. Filozoficzna metafora „kłącza” odpowiada sytuacji takiej podróży na oślep w głębi własnych korzeni. Powtarzalność na tym etapie to podstawowa czynność. Dodawanie kolejnego zwoju, według matematycznej funkcji, określa pracę ślimaka nad muszlą, a nieustanne powtarzanie tego samego wzoru tworzy zarówno trawę jak i drzewo. Przywołując tę biologiczną metaforę chciałbym się odwołać do głębszej treści mimezis, kiedy kreatywność nie oznacza jedynie naśladowanie poprzez wiedzę, lecz przede wszystkim stanowi energię ekspansji – fizyczny rozród. Czyż bowiem sztuka nie jest przede wszystkim powielaniem siebie?
Piotr Szurek, będąc artystą niewątpliwie współczesnym (rocznik 1958), łączy awangardowe dziedzictwo z tradycjami sztuki figuratywnej i portretowej, w której można się dopatrzeć echa najstarszych tradycji. Jest to jednocześnie tradycja fundamentalna, bo to, co w świecie ludzkim przybiera postać autorefleksji, jednocześnie w rysunku, rzeźbie i malarstwie wiąże się najbardziej z formą portretu i autoportretu. Istnieć więc może jakaś głębsza filozofia wpisana w zajęcie portrecisty, korespondująca z treścią kultury, ze świadomością owej podwójności jaką jest znak i obiekt i jaką jest samo utrzymywanie się refleksji na powierzchni życia. Twórczość Piotra Szurka odbieram przede wszystkim jako rodzaj artystycznej medytacji. Kwintesencją tego, co medytacją nazywamy jest introspekcja – skupienie się na własnym stanie istnienia, mimo nieustannego rozproszenia, entropii i zawłaszczania przez świat zewnętrzny. Możemy odczuwać, że właśnie ten chwiejny stan jest źródłem wszystkich naszych satysfakcji i porażek, mimo depresji, zaniku, ciągłego rozmazywania się konturów. W codziennym doświadczeniu na przemian zyskujemy i tracimy ostrość własnej identyfikacji, pewność swojej roli, klarowność funkcjonowania. Od czasów starożytności opozycja konturu i plamy wyraża biegunowość ludzkiej psychiki pomiędzy biegunami abstrakcji i chaosu. Naczyniem tożsamości jest nasz wygląd, jako rodzaj dzbana z nieokreśloną zawartością. Ciśnienie na ścianki – tropizmy, pragnienia, również lęki, poprzez całą historię świata wymodelowały to, co jawi się nam jako nasze oblicze. Świadomość rozpoznaje i przywiera do swojej powłoki. W szczególnych wypadkach stara się naruszyć, przeniknąć przez powierzchnię, co prowadzić może najwyżej do katastrofy. Wyraził to dosadnie Franz Kafka mówiąc: o własne czoło rozbija sobie czoło do krwi.
Niewątpliwie jesteśmy tym człowiekiem, którego zarazem dostrzegamy „na sobie”, jak ubiór czy maskę. Jedynym uchwytnym dla oka świadectwem mnie samego jest to, co ukazuje się mi jako moja twarz. Lecz wtedy właśnie ja sam ukrywam się gdzieś w tyle jako ten, który to ogląda. Działaniem medytacji jest intensyfikacja stanu niepowtarzalności, który przez samo uchwycenie zostaje już powtórzony (odbity). Jest to więc zawieszenie w stanie paradoksalnej oscylacji. Efektem pozytywnym jest maksymalna bliskość, intymność spotkania powierzchni z tym, co ona przesłania, w rodzaju jakiegoś palącego, jak koszula Dejaniry, związku. Artysta używa kilku elementarnych sposobów, by zbliżyć się do tego celu: Bogaty repertuar środków mimicznych, teatralnych, a nawet filmowych (poprzez użycie zbliżeń i czegoś na kształt najazdu kamery); wąski kadr, który powoduje, że tracąc kontrolę nad całością formy „wpadamy” jakby w jej środek; ponadto rozmazania i zaciemnienia i wielkie formaty służą temu samemu zadaniu. Precyzyjny rysunek autoportretów Szurka jest klasycznie przezroczysty wobec swojego przedmiotu. Jednakże przezroczystość ta ma raczej uobecniać niż reprezentować, a obecność, jak stwierdziliśmy, zawsze znika pod powierzchnią, nie daje się skonfrontować z tym, co zewnętrzne jedynie. Dlatego zewnętrzność na grafikach poznańskiego artysty jest wymazywana, zaciemniana, przesłaniana plątaniną rys, linii i zacieków, bo dominując stała by się płaska i nudna. Nie może jednak zostać wymazana do końca; w rezultacie czynność przesłaniania jest współtworząca – stanowi zasłonę ale i przetwarzający filtr; zasłania ale i zbliża. W ten sposób artysta osiąga inny rodzaj perspektywy, można by powiedzieć, metafizycznej, kiedy portretowany, przesunięty w głąb, wydaje się oddalony (bardziej mentalnie niż fizycznie). W podobny sposób działają również ograniczenia kadru, szczegółowość detali i różnych skaleczeń powierzchni oraz rozmiary prac – wszystkie te środki przenikają, zbliżają i rozcinają naczynie i tego kto własnymi wrażliwymi palcami próbuje je budować. Jest to dramat niewątpliwy: konwulsje narodzin i śmierci w niepodzielności czasu.
Michał Fostowicz