18.03-05.04 / Artyści z naszego podwórka… Piotr Zbrożek / Ślad miejsca / Rzeźba

Katedra, 2009 – dąb / jodła (310 x 150 x 50cm)

Artyści z naszego podwórka…

Projekt zakłada cykliczną promocję twórczości artystów Przemyśla w formie organizowanych sukcesywnie wystaw indywidualnych w Galerii Sztuki Współczesnej.

Przemyscy plastycy i fotograficy stanowią najliczniejsze środowisko artystyczne miasta. Mieszka tutaj i pracuje wielu znakomitych artystów.

Projekt nawiązuje do cyklu artykułów pod tym samym tytułem, których edycję rozpoczął w roku 2005 miesięcznik „Nasz Przemyśl”.

W ósmej wystawie prezentujemy rzeźby w drewnie Piotra Zbrożka, przemyślanina, od lat zamieszkałego w Jodłowniku w Beskidzie Wyspowym.

Mamy nadzieję, że ta inicjatywa stanie się zalążkiem wydania oczekiwanego przez wszystkich albumu, prezentującego współczesną sztukę i artystów Przemyśla.

prof. Janusz J. Cywicki
Dyrektor Galerii

 

PIOTR ZBROŻEK

Ślad miejsca

Urodziłem się w 1964 roku w Przemyślu i tam ukończyłem szkołę podstawową i średnią oraz zdałem maturę w I Liceum Ogólnokształcącym im. Juliusza Słowackiego. Był to czas kiedy zapuszcza się korzenie, kiedy rodzą się związki z miejscem – zwłaszcza jeżeli te pierwsze lata mijają w miejscu tak niesamowitym i pięknym jak Przemyśl. Niezatarte piętno odcisnęły na mnie wędrówki z moim Tatą po okolicznych lasach, wypady w Bieszczady i srebrna wstążka Sanu, do której wracam i która jest tylko jedna jedyna…

W 1983 roku wyjechałem z Przemyśla i rozpocząłem studia na Wydziale Rzeźby krakowskiej Akademii Sztuk Pięknych, gdzie kształciłem się pod kierunkiem profesorów Jerzego Bandury, Mariana Koniecznego i Józefa Sękowskiego. Pracę dyplomową wykonałem w kamieniu i obroniłem dyplom w 1988 roku. Pięć lat spędzonych w Krakowie pozwoliło inaczej spojrzeć na czas wcześniejszy i stało się osnową konstruowania lat następnych.

W międzyczasie upomniało się o mnie Wojsko Polskie i spędziłem w 1989 roku 8 miesięcy służąc Ojczyźnie. Byłem ostatnim rocznikiem absolwentów ASP, którzy pełnili tę… zaszczytną służbę .

Koniec lat osiemdziesiątych był czasem zmian i takie istotne zmiany zaszły też w moim życiu. W 1988 roku wszedłem w związek małżeński z Elżbietą Zając – Laszką pochodzącą z małej wsi Szyk położonej w Beskidzie Wyspowym. Elżbieta też skończyła Wydział Rzeźby krakowskiej ASP i przyjechaliśmy w jej strony gdzie założyliśmy rodzinne gniazdo i wspólnie prowadzimy pracownię rzeźbiarską a od 2007 roku także gospodarstwo agroturystyczne. W międzyczasie urodziła się trójka naszych dzieci – Mikołaj ,Emilia i Kaja, które teraz dorastają i pomału zaczynają wyfruwać z gniazda.

Pracuję w różnych materiałach rzeźbiarskich – kamieniu, brązie, drewnie, lodzie i śniegu .Zajmuję się również rysunkiem, medalierstwem i małą formą rzeźbiarską. Realizuję rzeźby sakralne do nowych kościołów – często we współpracy z architektami oraz tablice okolicznościowe – najczęściej w brązie. Wykonałem realizacje rzeźbiarskie między innymi w kościołach w Bronowicach Nowych w Krakowie, w klasztorze Ojców Franciszkanów w Koninie, w Wierzawicach na Rzeszowszczyźnie.

Od 1997 roku brałem udział w blisko 30 międzynarodowych plenerach i sympozjach rzeźbiarskich w różnych krajach Europy, gdzie pracowałem głównie w drewnie ale też w śniegu i lodzie. Moje drewniane rzeźby – często 4-5 metrowe pozostały w przestrzeni miejskiej i pejzażu Estonii, Danii, Niemiec, Francji, Włoch, Węgier, Czech i Słowacji.

Brałem udział w wystawach zbiorowych w kraju i za granicą ,w konkursach rzeźbiarskich i zorganizowałem w tym czasie sześć wystaw, na których prezentowaliśmy swoje prace wraz z żoną Elżbietą – w Galerii Rękawka w Krakowie, Galerii MBP w Limanowej ,Małej Galerii w Nowym Sączu oraz w BWA w Przemyślu. Współpracuję też z warsztatami terapii zajęciowej uczestnicząc w organizacji i prowadzeniu plastycznych plenerów integracyjnych.

Preferowanym przeze mnie materiałem w tej chwili jest drewno, które urzeka mnie różnorodności faktury, kolorytu ,struktury, rysunkiem słojów. Wykorzystuję w swoich pracach często złocenie, łączenie różnych rodzajów drewna, naturalną ekspresję ciężkiej kłody czy belki. Nieraz łączę drewno z innymi materiałami -na przykład metalem – poszukując kontrastu, używam twardych i ciężkich gatunków drewna jak dąb, jesion, wiąz ,drzewa owocowe.

Bardzo ważny jest dla mnie proces twórczy, który po zakończeniu pracy pozostaje jakością zupełnie niezależną od jej materialnego efektu – zwłaszcza jeżeli praca nie powstaje w zaciszu pracowni ale przy współudziale widzów – odbiorców – jak to się dzieje w trakcie sympozjów. Niejednokrotnie zdarzało się że moje prace były nagradzane i wyróżniane na wystawach i konkursach ale nie miało to dla mnie większego znaczenia, gdyż bardzo istotnym dla mnie elementem różniącym sztukę od innych dziedzin jest jej subiektywność. Zdecydowanie łatwiej i bardziej obiektywnie można dać pierwsze miejsce komuś kto skoczył dalej czy przybiegł szybciej niż wybrać najlepszą rzeźbę czy obraz. Sztuka to na pewno nie sport …A czym jest sztuka ? Szukam odpowiedzi na to pytanie…

 

PZ

 

PIOTR ZBROŻEK – rzeźba

Najpierw, wiele lat temu usłyszałem od kogoś, intrygującą informację, że gdzieś pod Limanową w drewnianym domu pośrodku ogromnej łąki przylegającej do lasu, mieszka artystyczne małżeństwo rzeźbiarzy. Nie zapamiętałem nazwisk, nie zapamiętałem miejscowości – sam dopiero od niedawna mieszkałem w Beskidzie Wyspowym – ale jedno utkwiło mi w pamięci: ich dom leżał pod wyniosłą górą Kostrzą. Więc ilekroć jechałem od strony Krakowa i przybliżała się do mnie ta góra o charakterystycznym kształcie wieloryba, myślałem, że chciałbym kiedyś poznać rzeźbiarzy, którzy gdzieś tam pod lasem żyją i tworzą. Krótko mówiąc – zaczęło się od legendy, która otaczała Elżbietę Zając – Zbrożek i Piotra Zbrożka. Potem poznałem ich osobiście i muszę przyznać, że rzeczywistość z którą przyszło mi się skonfrontować, okazała się jeszcze ciekawsza, niż mogłem przypuszczać.

Piotr Zbrożek jest rzeźbiarzem. Innymi słowy, w kraju pomników – quasi rzeźb, postawił na rzeźbę prawdziwą, autentyczną, poszukującą i twórczą. Wiem, wiem, tak się pisze najłatwiej i produkuje truizmy, ale jeśli Państwo przyjrzą się uważnie dziełom Piotra – a polecam oglądanie ich z każdej strony, pod różnym kątem i z różnej perspektywy, z bliska i z daleka (przygoda zapewniona!), to sami Państwo dojdą do podobnego wniosku. Zresztą dla mnie najciekawsze jest w tych rzeźbach co innego, mianowicie fakt, że widać w nich rozmach, szeroki gest i bardzo bogatą, można nawet powiedzieć po staropolsku: szlagońską i sarmacką fantazję, czasem, gdy trzeba nawet brawurę i bezkompromisowość. Słowem – widać bogatą, jowialną, a nawet kordialną osobowość ich twórcy. Do tego wrócę za chwilę, bo jeszcze muszę jedną rzecz wyjaśnić, żeby ktoś, po przeczytaniu początku tego tekstu nie wyrobił sobie błędnego mniemania – a niestety obraz polskiej wsi, głęboko zakodowany w naszej podświadomości narodowej w czasach komuny, ciągle daje znać o sobie – że Zbrożkowie uciekli od cywilizacji i żyją pod lasem jak za króla Ćwieczka.

Otóż jest wręcz przeciwnie i to jest właśnie fenomenalne – bo być w Szyku u Zbrożków, to znaczy być w EUROPIE. Dosłownie! Ilekroć tam jesteśmy, Piotr albo wrócił właśnie z Francji, Niemiec, Włoch, Węgier, Estonii, nie wiem skąd jeszcze, albo właśnie tam się wybiera. Oczywiście krąży po Europie nie w celach bynajmniej turystyczno-zarobkowych jak reszta narodu, ale – uwaga – artystycznych! Od lat bierze udział w międzynarodowych sympozjach, konkursach i wystawach. Wiem, że ma wielu przyjaciół rzeźbiarzy w różnych zakątkach Starego Kontynentu. Kilku z nich nawet udało nam się poznać, bo w Szyku Zbrożkowie mają ogromny – chciałem powiedzieć – dom, ale to jest raczej kompleks, dwa domy – jeden murowany dla siebie, drugi drewniany dla gości, plus pracownia, albo nawet pracownie. Jeśli wybieracie się w przyszłości do Szyku, radzę przećwiczyć słówka, bo przewija się tam prawdziwie międzynarodowe towarzystwo.

Ale to swoje miejsce na ziemi artyści wybrali nieprzypadkowo. Bo inspirujący kontakt z innymi krajami i kulturami nakłada się w Szyku na to co miejscowe, czyli na piękny górski pejzaż i bogatą tradycję ludowej rzeźby w drewnie. Właśnie, bo to najważniejsze: drewno jako materiał rzeźbiarski ma niewyczerpane możliwości. Piotr, co widać – kocha drewno. A jest to miłość szorstka i twarda, czyli taka na śmierć i życie, najgłębsza.

To znamienne, że używa do swoich dzieł prawie zawsze drewna twardego: wiązu, dębu, jesionu, również śliwy czy jabłoni – czyli takiego, które stawia rzeźbiarzowi największy opór. Ale chłop to potężny, wiadomo przecież, że ktoś o posturze Jana Matejki raczej rzeźbiarzem nie zostaje. Oprócz tego Piotr, najczęściej na zagranicznych plenerach, pracuje też w innych materiałach: lodzie, śniegu a także okazjonalnie odlewa swoje rzeźby w brązie. Tworzy medale i świetnie rysuje piórkiem, ale to jednak drewno jest najważniejsze. Ma tutaj znaczenie sama „ciepłota” tego materiału, przyjazność w dotyku i jego dostępność w otoczeniu. Piotr opowiadał mi kiedyś, że przez codzienny kontakt z drewnem, które przechodzi przez jego ręce, zauważył, że nastąpiło u niego coś w rodzaju odwrócenia procesu twórczego. Zazwyczaj to idzie w ten sposób, że najpierw rodzi się idea, a potem dzieło. Czyli projekt, szkic, potem rzeźba. Tutaj bywa inaczej – od materii do idei. Najpierw jest drewno, które „coś mówi”, nagle zjawia się motyw i rzeźba „robi się sama”.

Niemniej obok samego procesu, fascynujące są również same tytuły dzieł: „Międzyczas”, „Modlitwy niemożliwe”, „Ołtarz Księżyca”, „Odlot Stoika”, „Kosooka Księżniczka”. Pytałem kiedyś, czy częste odniesienia do Sacrum są tutaj świadome, czy też biorą się z doświadczeń nabytych przy wykonywaniu rzeźb sakralnych, które podziwiać można chociażby w kościele w Bronowicach Nowych w Krakowie. Piotr mnie jednak zaskoczył. Uważa bowiem swoje dzieła „pracowniane”, czyli te powstałe z wewnętrznej tylko potrzeby, za zdecydowanie bardziej sakralne, od tych powstałych na zamówienie, bo jak mówi: „Mają większą ekspresję i powstały z niezakłóconej niczym potrzeby serca „. I faktycznie, trudno się z nim nie zgodzić. Chętnie widziałby je w sakralnej przestrzeni choć pewnie w dzisiejszych czasach trudno o gospodarzy tych miejsc ,którzy podjęliby takie ryzyko i udzielili im tam miejsca.

Powiedzmy sobie szczerze: Piotrowi nie jest lekko, bo z rzeźbą – zwłaszcza plenerową, taką, która ma bezpośredni związek z pejzażem, albo architekturą – jest w naszym pięknym kraju pewien problem. Mówiąc krótko: ona w zasadzie nie istnieje, została zaniedbana. Inaczej jest w krajach zachodnich, gdzie wszędzie jej pełno: na skwerach, w parkach, prywatnych posiadłościach. Casus słynnej, kilkumetrowej rzeźby Tadeusza Kantora pt: „Krzesło”, która kiedyś miała stanąć na jednym z placów dużego polskiego miasta, ale nie stanęła ( co jak co, ale krzesło nie zasłużyło jeszcze pewnie, w mniemaniu stosownych władz na „pomnik”), a dzisiaj zobaczyć ją można obok domu artysty w Hucisku koło Dobczyc, czyli niedaleko Szyku – jest w tej materii wielce wymowny. Tymczasem Piotr Zbrożek na przekór sytuacji robi swoje, czyli wykonuje rzeźby w drewnie o wielkich czasem gabarytach, rzeźby, których przeznaczeniem jest głównie plener. I te rzeźby faktycznie w plenerach stoją, szkoda tylko, że najczęściej nie w polskich. Cóż, Francuzi, Niemcy, albo Włosi już od czasów starożytnych lubią otaczać się dziełami sztuki i wiedzą gdzie najlepiej je ustawić…

Pierwsze, co rzuca się w oczy na widok tych rzeźb, to ich kompozycja, oparta na kontraście. Jest to najczęściej zestawienie wielkiej masy drewna z drobno ciętym motywem-reliefem. Oba elementy, nie mniej ważne, na zasadzie opozycji: szept – krzyk, podkreślają dodatkowo ów trzeci wymiar, typowy dla rzeźby. Oprócz subtelnego reliefu, mamy czasem kilkumetrowe „rozczapierzenia” formy. Piotr stosuje – jak mówi – manewr „otwierania drewna”. Tnie za pomocą piły ogromny kloc na płaty – następuje dzięki temu „przecięcie przestrzeni” i wnętrze kloca jest „otwarte”. Nie mniej istotna od samego drewna, jest tutaj przestrzeń, która zjawia się w formie światła miedzy elementami rzeźby i czasem nawet staje się ważniejsza od tych elementów. Te szorstkie nieraz faktury reagujące ze światłem przywodzą na myśl niektóre dzieła wielkiego Augusta Zamoyskiego, który mawiał:

Odsłanianie rzeczy aż do ich jądra, poprzez zwodniczość tego, co zbyteczne, oto przywilej prawdziwego artysty…”

Nigdy nie widziałem procesu powstawania rzeźby na żywo, ale dla samego artysty niekoniecznie jest to czynność wyłącznie intymna, skoro bierze udział w międzynarodowych plenerach rzeźbiarskich. To jest dopiero artystyczne wyzwanie, a przy okazji wielka frajda dla widzów! Akt twórczy odbywa się przed publicznością, a więc to , co osobiste zderza się z oczekiwaniami odbiorców. Ten swoisty teatr rzeźbiarski trwa od momentu, kiedy twórca staje przed ogromnym klocem, pniem – lub odpowiednio bryłą lodu, czy śniegu – które ważą często tony . Potem, jak mówi Piotr: „coś się z tego wydobywa”, czyli następuje cały proces, który – i to jest także element edukacyjny plenerów – może często być bardziej istotny i ciekawy niż efekt finalny. Jak mówił Picasso: „Ja nie szukam, ja znajduję”. Ale też efekt finalny zachwyca. Weźmy choćby rzeźbę powstałą podczas pleneru we Francji pod tytułem: „Melodia drzewa”. Piotr w sposób mistrzowski nawiązał w niej do miejsca, gdzie powstało dzieło, bo akurat plener odbywał się we francuskiej stolicy lutników.

Rzeźbą, na którą chcę zwrócić szczególną uwagę, jest praca zatytułowana: „Ślad miejsca”. To symboliczny powrót Piotra Zbrożka do Przemyśla. Po prawdzie, jak mówi, nigdy do końca z tego miasta się nie wyprowadził, niemniej każdy wyjazd, czy przyjazd powoduje nakładanie się klisz – swoistych powidoków, które zostają w podświadomości. Być może nawet te nałożone klisze sumują się w jeden, nieco idealistyczny obraz miejsca, które się opuściło. Stąd tytuł: „Ślad miejsca”. Byłem w Przemyślu wiele razy, znam go, moim zdaniem całkiem dobrze. Kiedy patrzę na to dzieło, nie tylko rozpoznaję to wyjątkowe miasto, ale widzę też, że Piotr po prostu – czemu trudno się dziwić – go kocha! Przy okazji widać również, że artysta posiada umiejętność rzeźbienia realistycznego. Wprawdzie nią nie epatuje w swoich dużych, drewnianych formach, ale być może wynika to stąd, że jest trochę zmęczony ciągłą i jednostronną „”realistyczną wizją”, której oczekują najczęściej zamawiający tablicę, medal czy inną figuralną realizację.

Wspomniałem na początku bogatą i sarmacką osobowość Piotra. W rzeczy samej! Nie da się oddzielić jego dzieł, od sposobu w jaki żyje. Dla kogoś z boku, takiego jak ja, drepczącego codziennie do pracy, styl życia rzeźbiarza z Szyku może budzić tylko podziw i zazdrość. Ba! Przebywanie w domu Zbrożków, to przebywanie w świecie, którego nie ma! Sam wygląd ich siedziby! Nowoczesny styl architektury miesza się ze staropolszczyzną dworkowo – ludową. Wszędzie stoją rzeźby, na ścianach wiszą w ilościach imponujących myśliwskie trofea, bo pan domu, o czym zapomniałem wspomnieć, a to ważne – jest zapalonym myśliwym! W salonie grzeją się od kominka licznie nawiedzający Szyk goście z całego kraju i zza granicy. Na ogromnym stole lądują wykwintne potrawy, których nazw nawet nie jestem w stanie zapamiętać, a które przygotowuje niezawodna Elżbieta, oraz, oczywiście doskonałe wino, które przywędrowało tutaj z Toskanii, albo Prowansji. Piotr jak zawsze w centrum uwagi, bo doskonale potrafi bawić towarzystwo dykteryjkami i opowieściami. Tak to widzę od lat, chociaż wiem, że to niekoniecznie do końca prawdziwa wizja. Rzeźbiarzom, jak już wspomniałem, w tym kraju nie jest lekko ( no, chyba, że się jest Cz. Dźwigajem) i dlatego tym bardziej podziwiam to, że Piotrowi się udało. Nie w sensie życiowego sukcesu – mierzonego zazwyczaj wielkością domu i auta ; „big house, big car”- jak o Polakach mawiają Anglicy – ale raczej w znaczeniu tego, że jest człowiekiem i artystą wolnym i niezależnym. Robi to, co kocha, co sprawia mu przyjemność, robi to dobrze i jest doceniany przez znawców. Dla nas, mieszkańców Ziemi Limanowskiej jest, za przeproszeniem – jak ten kwiatek do kożucha, wyznacza pewien standard i podnosi poprzeczkę.

Tak więc, drodzy mieszkańcy Przemyśla : dziękujemy Wam za Piotra Zbrożka!

 

Jarosław Czaja / Łukowica, luty 2011 r.

 

Galeria „Almanachu” Cień katedry

Monumentalne realizacje Piotra Zbrożka mają najczęściej charakter poetyckiego znaku. Skłaniają do myślenia metaforycznego. Są formami skończonymi, a równocześnie pełnią rolę „pierwszego słowa”, wywołującego lawinę skojarzeń i pozwalającego dopisać swój własny ciąg dalszy. Dzięki temu każdy z nas może być w pewnym sensie współtwórcą dzieła, obdarzając go swoją własną interpretacją. Artysta z jednej strony tworzy rzeźby stanowiące integralną część wystroju wnętrz współczesnych świątyń, z drugiej zaś – w innych swych pracach – kieruje naszą uwagę ku zamierzchłym, niemal pogańskim korzeniom sacrum, o których zdają sie przypominać rzeźby zatytułowane „Ołtarz Księżyca” czy lodowy „Ołtarz Wiatru”.

Znaczna część prac Piotra Zbrożka to rzeźby plenerowe, eksponowane w krajobrazie, zanurzone w wietrze oraz w zapachach łąki pól, ulegające nastrojom pogody, przechodzące metamorfozy pod wpływem słonecznego światła zmieniającego kąt padania i natężenie. Urzekają widza prostotą i poetyckością formy, głębokim powiązaniem z przyrodą zarówno poprzez zastosowane tworzywo rzeźbiarskie (drewno, śnieg, lód), jak i dzięki zawartemu w nich przesłaniu.

Rozmiar rzeźb oraz ich ciężar (nierzadko ważą one kilkaset kilogramów lub nawet ponad tonę) wymaga stosowania niezwykłych narzędzi. Najczęściej są to piły motorowe. Używanie takich narzędzi decyduje o sposobie obróbki i fakturze rzeźby. Wbrew pozorom sprawiają one często wrażenie lekkości i zdają się płynąć w krajobrazie, zawisać w przestrzeni lub lekko piąć się ku niebu.

Taka właśnie jest prezentowana w naszej galerii „Katedra”. Rzeźba ta nawiązuje do architektonicznych form gotyku nie tylko poprzez strzelisty ostrołuk, ale i ażurową rozetę,podobną do tych, jakie zdobią frontony średniowiecznych świątyń. „Katedra”, sfotografowana pod światło, nabiera tajemniczości, wyraźnie odcina się na tle nieba, przyjmując w ażur rozety blask słońca. To jakby cień katedry, odrealnione sacrum. Wizerunek rzeźby – skrywający rodzaj i kolor drewna, jego złocenia i płaskie reliefy – odrywa nasze myśli od materialnej dosłowności.

Lekkości oraz wieloznaczności dodaje też „Katedrze” świetliste pęknięcie biegnące od podstawy ku jej szczytowi. Może to znak niszczącego czasu, a może szczelina uchylonej bramy zachęcająca do wyjścia ku nieznanemu, kryjąca obietnicę innego życia, innego świata i nieskończoności. Aż trudno uwierzyć, że na początku tego wszystkiego były tylko dwie stare, dębowe deski i błysk słońca.

 

Almanach Ziemi Limanowskiej

Skip to content