11.12-12.01 / Artefakty 9 / Refleksja o naturze w sztuce ponowoczesnej

Refleksja o naturze w sztuce ponowoczesnej

Artystom, którzy ukazali mi tajemnicze piękno natury: Hiroshige Utagawa, Stanisławowi Wyspiańskiemu, Mikolajusowi K. Ćiurlionisowi, Jackowi Antoniemu Zielińskiemu Natura – świat przyrody ożywionej i nieożywionej, który otacza człowieka, rozumiany najczęściej jako krajobraz, który nas otacza, a więc cztery żywioły i ich ucieleśnienia: niebo dzienne i nocne, zróżnicowane ukształtowanie ziemi, wody oraz tajemniczy świat istot żywych – roślin oraz zwierząt – stanowiły inspirację artystów wszystkich epok. Wytworzyły się nawet osobne gatunki plastyczne, związane z konkretnymi motywami i szczególnymi predylekcjami artystów do ich przedstawiania. Niektóre z nich były popularne tylko w jednej epoce, a potem odchodziły w zapomnienie. Warto je tutaj choćby wycinkowo przypomnieć: pejzaż, martwa natura, marynistyka, sceny z polowań, studia nieba, nokturny, wizerunki koni.

Apogeum zainteresowania zjawiskami natury w sztukach plastycznych przypada, jak się wydaje, na wiek XIX. Pejzaż był głównym tematem sztuki romantyków, którzy upodobali sobie sceny górskie i morskie, a także obrazy ukazujące spotkania kultury i natury, w której sakralizowana natura tryumfowała, swą wiecznotrwałością uwypuklając zjawiska czasu, przemijania, śmierci, przynależne człowiekowi – jego cywilizacji, historii i kulturze. Wielkimi artystami natury tamtych czasów byli mistrzowie Północy: Niemiec Caspar David Friedrich i Anglicy John Constable oraz William Turner. Francuscy impresjoniści próbowali w swoich obrazach natury zastosować odkrycia nauki, przede wszystkim optyki i praw widzenia. Był to okres materializmu, tryumfu metodologii scjentystycznych, wielkich odkryć na ziemi, w kosmosie i w głębi wód, kiedy wydawało się, że człowiek jest w stanie mocą swego rozumu rozwiązać zagadkę stworzenia.

Sytuacja zasadniczo zmieniła się pod koniec XIX wieku, kiedy coraz mocniej dochodzi do głosu pogląd o subiektywności ludzkiego oglądu rzeczy i nieuchronnym symbolizmie. Krajobraz jest tak naprawdę stanem duszy, a czarne ptaki nad polem dojrzałego zboża z ostatniego obrazu Vincenta van Gogha pozostają tego odkrycia najdoskonalszą ilustracją. Przez długi czas – instrumentalnego wykorzystania pejzażu i martwej natury w obrazach fowistów, kubistów i ekspresjonistów – wydaje się to prawda niewzruszona. Na tym tle szczególny jest przypadek polskich kapistów i kolorystów, którzy wywarli wielki wpływ na polską sztukę. W jakiejś mierze ich program jest niekonsekwentny – aksjomat malowania określonego i realnego obiektu, koniecznych studiów natury wydaje się sprzeczny np. z nieuwzględnianiem w malowaniu efektów światła oraz wykluczeniem (niezbyt konsekwentnym) tradycji kultury (o jej wpływie dobitnie świadczą obrazy Zygmunta Waliszewskiego, parafrazującego wiele motywów dawnej sztuki).

Racjonalistyczną „wolę” mocy, poczucie panowania nad fenomenami natury z czasem wypierać zaczęło narastające zwątpienie, wynikające z rozpoznania ograniczeń poznawczych człowieka i uświadomienia sobie jego pośledniego miejsca w całokształcie bytu. Okazało się bowiem, że wielkie odkrycia naukowe nie czynią świata przejrzystszym, otwierają natomiast nowe przestrzenie wielkich tajemnic, których symbolami są niepojęte, trudne do objęcia przez wyobraźnię kosmiczne „czarne dziury”, „zasada nieoznaczoności”, teoria względności i przypadku, kwestionujące pryncypia przyczynowości i celowości. Mikro- i makroskopowe badania natury ukazują nie tylko zadziwiające analogie między bytami ożywionymi i nieożywionymi, między tym, co utworzone „nie-Ludzką” ręką a tworami człowieka, ale przede wszystkim fundują, patronujące XX i XXI wiekowi przekonanie, że wszystko co istnieje, jest w swej istocie inne, niż to się przedstawia naszym oczom.

Odzwierciedleniem tych sprzecznych, choć w indywidualnych przypadkach mocno pokomplikowanych sądów i przekonań jest ewolucja obrazu natury w sztukach plastycznych na przestrzeni ostatnich 150 lat: od realizmu, przez impresjonizm, postimpresjonizm, kubizm, fowizm, ekspresjonizm, surrealizm, action painting, informel, hiperrealizm, happening i performance, po sztukę ziemi i instalacje video. Wymieniam te kierunki w sztuce, w których konstytutywnym elementem jest, skądinąd bardzo różnie rozumiane, odniesienie do natury. Warto też wspomnieć o ogromnym znaczeniu, jakie miało dla artystów Zachodu XIX i XX wieku spotkanie z jakże odmienną interpretacją fenomenów natury w sztuce chińskiej i japońskiej, które wyrastają z filozoficzno-religijnego światopoglądu taoizmu, szintoizmu i buddyzmu zen. Naśladowano zarówno formę zewnętrznego wyrazu obrazów i grafik z Dalekiego Wschodu: niezwykłe punkty widzenia, odmienną konwencję przedstawienia, inną perspektywę i hierarchię formalnych wartości, jak i próbowano znaleźć mocniej zakorzenione w sztuce zachodniej obrazowe ekwiwalenty dla wyrażenia myśli: o zasadniczej jedności makro- i mikrokosmosu, wspólnej Duszy Świata oraz prób przekroczenia zamkniętego koła widzenia bytu z punktu widzenia człowieka i jego antropocentrycznego ujęcia.

Z takich tradycji wyrasta sztuka współczesna, tworzona w epoce, którą nazywa się najczęściej ponowoczesnością lub postmodernizmem. Celowo wybieram z istniejących definicji tych pojęć najbardziej szerokie i neutralne, nienacechowane polemicznie czy wartościująco.

Ponowoczesność jest dla mnie nazwą okresu kultury, który, zdaniem niektórych myślicieli, rozpoczął się albo tuż po zakończeniu II wojny światowej, będąc reakcją na zjawiska kryzysu kultury przez nią wywołane, albo, wedle powszechniejszej klasyfikacji, jego początek sytuuje się w połowie lat 50. XX wieku. Ten okres w kulturze cechuje się między innymi tym, że poddaje weryfikacji zarówno założenia światopoglądowe modernizmu, jak i niektóre z aksjomatów sztuki awangardowej. Artyści wyciągają także daleko idące wnioski z ekspansji kultury popularnej oraz rozwoju nowoczesnej cywilizacji i technologii.

Jean-François Lyotard w szkicu Odpowiedź na pytanie: co to jest postmodernizm?, podkreślał nie tyle fakt uwiedzenia/zdominowania współczesnych artystów przez ekspansywną kulturę popularną, ale kontynuowanie przez nich w zmienionej sytuacji cywilizacyjnej awangardowych poszukiwań, jednak już bez wiary w możliwość ucieleśnienia artystyczno-społecznych utopii czy znalezienia idealnej postaci sztuki. Twórcy, jego zdaniem, nadal poszukują form dla niewyrażalnego, próbując się przeciwstawić pułapkom ponowoczesności: eklektyzmowi, komercji i agresywnemu managmentowi.

Tematem, jaki stawiam przed sobą i artystami, zaproszonymi do wystawy pod hasłem „Refleksja o naturze w sztuce ponowoczesnej”, jest refleksja nad statusem natury we współczesnej sztuce. Pomysł ekspozycji przyszedł mi do głowy podczas oglądania, prezentowanej na przełomie 2006 i 2007 roku w warszawskiej galerii Zachęta, przekrojowej wystawy „Malarstwo polskie XXI wieku”. Natura obecna tam była jedynie śladowo i rzec można – w postaci krytycznej – jako wykpiwany przez artystów synonim złego smaku, kiczu, element marketingowych strategii reklamy, gdzie wszystko, zgodnie ze znanym sloganem, „jest takie, jak chciała natura”. Zmanipulowanym obrazom „piękna natury”, krajobrazom poddanym komputerowemu „liftingowi” przeciwstawili artyści pejzaż ludzki: miasto i ciało.

Eksponują brzydotę, rozkład, ułomność, a jeśli już przedstawiają elementy natury – jest to tzw. martwa natura (szare futerko królicze w obrazach Rafała Bujnowskiego), czy sztuczna natura – poddana całkowicie kontroli człowieka, od niego zależna, jak malowane celowo jaskrawymi, popartowskimi, „plastikowymi” barwami ogrody Edwarda Dwurnika.

Tak przedstawiają naturę artyści wielkich miast – pomyślałam wtedy… A jak jest ona widziana w sztuce twórców, którzy zamieszkali na wsi, gdzie nieuprawiane pola i łąki powracają w dzikość, albo żyją w zatopionych w zieleni drzew niewielkich miastach, usytuowanych u podnóża dzikich, bezludnych Bieszczadów? Nie tylko zresztą w Rzeszowie, Sanoku i Przemyślu, ale też w Monachium, Paryżu czy w Warszawie nieniepokojone przez myśliwych i kłusowników, otaczane przez ludzi opieką, chronione prawem dzikie zwierzęta przyzwyczajają się do współczesnej cywilizacji i coraz śmielej wkraczają w przestrzeń nowoczesnej cywilizacji.

Świat przyrody i stosunek do niej współczesnej cywilizacji to złożony problem, na który składają się rozmaite zagadnienia: natura dzika i „oswojona”, przemieniona kulturowo przez człowieka, pytanie o istnienie lub nieistnienia Praw Natury, odkrycia nauki i nierozwiązane tajemnice, genetyczne manipulacje i eksperymenty na zwierzętach, roślinach, ludzkich zarodkach, niehumanistyczny sposób hodowania i zabijania zwierząt w wielkich fermach, które przypominają obozy koncentracyjne, pasożytujący na naszych sentymentach wobec natury świat nowoczesnej reklamy. Artyści i myśliciele postrzegają cywilizację albo jako najdoskonalszy wytwór natury, albo – i takie katastroficzne myślenie współcześnie wydaje się dominować – jako produkt choroby organizmu, gigantyczny rak, który powoli zabija Matkę Ziemię.

Interesuje mnie też stosunek artystów ponowoczesności do bogatej, wielowymiarowej tradycji przedstawiania natury, język i środki wyrazu, które wybierają do jej przedstawienia spośród wielu dostępnych i akceptowanych – wszak żyjemy w epoce programowego eklektyzmu. Czy ukazują naturę jako coś wobec człowieka obcego, istotowo odmiennego, czy też przedstawią ją jako krajobraz duszy (i jak ta dusza wygląda?), czy dominuje w nich poczucie alienacji czy wspólnoty, obcości czy fascynacji, szacunku czy instrumentalnego jej wykorzystania?

Zaprosiłam do refleksji na ten temat czworo artystów: Elżbietę Cieszyńską, Magdalenę Cywicką, Antoniego Nikla i Piotra Rędziniaka. Dla nich wszystkich, jak mi się wydaje, natura stanowi istotną inspirację i jest ważnym medium wyobraźni. Istotna jest dla mnie także oryginalność ich sztuki, niemieszczenie się w tradycyjnych gatunkach plastycznych, traktowanie aktywności artystycznej jako przestrzeni poszukiwań nie tylko estetycznych, ale i poznawczych. Są to cechy, które włączają ich w domenę postmodernizmu, rozumianego tak, jak to proponuje wspomniany wyżej francuski filozof – jako poszukiwanie formy dla niewyrażalnego, a tym właśnie nadal wydaje się być istota natury.

Czerwiec 2009

Na zakończenie wstępnych refleksji przedstawię swój komentarz do wystawy. W większości znalazły się na niej prace przygotowane z myślą o tej właśnie ekspozycji i wpisane w jej przewodnie myśli. Ale także – co podkreślę – są one zakorzenione w aktualnych poszukiwaniach artystów. Ujmując rzec najkrócej: mieszczą się one w szeroko rozumianym temacie wystawy, ale także ją w wielu miejscach „przerastają”, łącząc się z tematami i zagadnieniami formalnymi, który aktualnie nurtują twórców.

Elżbieta Katarzyna Cieszyńska uprawia malarstwo, grafikę i realizuje obiekty przestrzenne. Cykl obrazów, który prezentuje na wystawie, stanowi w moich oczach syntezę jej poszukiwań i twórczych obsesji. Jedną z nich, co przyznaje w swoich tekstach programowych, jest fascynacja obecnymi w kulturze od czasów archaicznych archetypowymi figurami: okręgu, koła, mandali, spirali i labiryntu. Są one dla niej pojemnymi symbolami wyznawanych wartości. W ostatnim cyklu prac reprezentują znaczenie bodaj najważniejsze – są uniwersalnymi symbolami istoty, iskry, fundamentalnego pierwiastka życia. Wskazują na to zarówno tytuły prac (m.in. „cząstki elementarne”, Oxygenium, czyli łacińska nazwa tlenu) jak i wręcz ideologiczny, podkreślający wagę tego, co istnieje, wybór barw podstawowych. Spotkamy przede wszystkim, wykreślającą koliste kontury przedstawionych form, czerwień, symbolizującą życie (wszak to krwioobieg krwi rozprowadza po organizmach cząstki życiodajnego tlenu), ale także słoneczną żółć, niebiańską ultramarynę i trawiasto-drzewną, ziemską zieleń. Elżbieta Cieszyńska w swoich ostatnich pracach kreuje Znaki Życia – czytelne i proste, przemawiające bez słów, intuicyjnie, wprost do podświadomości.

Magdalena Cywicka od dawna maluje pejzaże i takie elementy natury, jak drzewa i trawy. Od kilku lat jej wyobraźnią zawładnął krajobraz górski: styk ziemi i nieba z wysoko w górze usytuowanym horyzontem. Odtwarza subtelne niuanse rozgrywających się w szczytowych partiach gór spektakli kolorów, świateł, cieni i mgieł, kiedy z pozoru trwałe kształty znikają i odsłaniają się w zmiennym rytmie pór dnia i roku. W tej odrealnionej, nieomal abstrakcyjnej przestrzeni rozgrywa się ważna dla artystki opowieść o naturze żywiołów – ziemi, nieba, wody, powietrza, światła. Próbuje odnaleźć ich kolorystyczne, morfologiczne i fakturowe ekwiwalenty, co wydaje się utopią, zadaniem niemożliwym do spełnienia. Tadeusz Gustaw Wiktor wywodzi poszukiwania artystki z tradycji romantycznego pejzażu i podkreśla jej „słowiańską” wrażliwość, dzięki której malowane przez nią pejzaże stają się medium ekspresji życia wewnętrznego. Rozwijając tę myśl można dodać, że artystka należy duchowo do sztuki Północy i w jej twórczości odnaleźć można wyróżniające cechy tej ponadczasowej szkoły, przede wszystkim poczucie zjednoczenia (bliskości, pokrewieństwa) żywiołu „poetyckiego” (artystycznego, twórczego) z tajemniczymi siłami natury. W następnej zaś kolejności: zadumę nad tajemnicami istnienia, „posępną, lecz wzniosłą wyobraźnię” (którą często wyobraża górski pejzaż) oraz nastroje smutku i melancholii (artystka maluje zwykle „przygnębiające” pory roku: późną jesień i przedwiośnie). I nie przypadkiem w jej pracowni ujrzałam książki Zbigniewa Herberta, o którym Irlandczyk Seamus Heaney napisał, że był mieszkańcem „krainy północniejszej nawet niż wiatr, / ale najbliższej sercu Apollina”.

Antoni Nikiel prezentuje monumentalne prace abstrakcyjne, z których kilka ma w tytułach słowo „pejzaż” (cykl Pejzaż romantyczny, Nocny pejzaż). Zwracają one uwagę postępującą z obrazu na obraz ascezą form, ewoluujących od delikatnych linii falistych – reminiscencji łagodnych wzgórz – ku układom linii prostych: horyzontalnych, ukośnych i wertykalnych, wciąż jednak mających zróżnicowany dukt. Liniom geometrycznym, wykreślanym za pomocą linijki, towarzyszą regularne układy malowane bardziej kapryśnymi i naturalnymi pociągnięciami pędzla. Drugą cechą obrazów jest ograniczenie barwnej palety. Dominuje błękit, któremu towarzyszy biel, czerń i odcienie szarości, lekko dynamizowane plamkami zieleni i czerwieni. Wyczytywanym z prac kierunkiem dążeń artysty wydaje się być proces puryfikacji – porządkowania, oczyszczania i sublimacji wrażeń wzrokowych i form zmysłowych, wciąż czytelnych, mimo odrealnienia i deformacji. Obrazy Nikla ewokują nie tylko motywy pejzażowe, a także takie zjawiska jak: dzień i noc, deszcz, śnieg, cielesność i erotyka. Puryfikacja zdaje się dotyczyć nie tylko form przedstawionych, ale i procesów duchowych, z których wyrasta: sfery uczuć i myśli. Czy zatem malarstwo Antoniego Nikla jest wymierzone przeciw naturze i przypomina romantyczny symbol sztuki czystej – wymyślony przez niemieckiego poetę Novalisa błękitny kwiat? Trudno na to pytanie odpowiedzieć w sposób jednoznaczny. Wydaje się jednak, że malarzowi chodzi przede wszystkim o osiągnięcie stanu równowagi między sferą popędową a duchową, innymi słowy – między naturą a kulturą, materią i duchem, dla których najwłaściwszym polem walki lub – z innej perspektywy – miejscem spotkania są właśnie sztuki piękne.

Twórczość Piotra Rędziniaka wyróżnia oryginalność i bogactwo wykorzystywanych tworzyw. Buduje swoje prace z nici, tkanin i różnych papierów (w tym z własnoręcznie zrobionej papierowej pulpy), wykorzystuje drobne przedmioty i elementy natury. Formy, które tworzy, są bardzo podobne do tworów natury: gniazd, muszli, traw, owadzich kokonów, skał, kamieni, szyszek. Artystę inspiruje bogactwo świata natury ożywionej i nieożywionej, zwłaszcza owe urzekające oryginalnością, harmonią, estetycznym pięknem „naturofakty”, które, przynajmniej w jego rozumieniu, są archewzorami dzieł tworzonych przez człowieka i nazywanych od wieku XVIII sztuką piękną. W zestawie, który prezentuje na wystawie, wyróżniają się prace konceptualne – plastyczne metafory, ilustrujące odpowiedzi artysty na pytania o dwuznaczny status natury w erze postmodernizmu. Poszczególne obiekty wykonane w technice asamblażu są wizerunkami natury „pod ochroną”, potraktowanej jak muzealny eksponat i luksusowy obiekt na sprzedaż. Skłaniają do refleksji o instrumentalnym traktowaniu natury w społeczeństwie konsumpcyjnym, o źródłach mody na to co naturalne i ekologiczne, o wirtualnych obrazach kiczowatej natury, skutecznie zasłaniających swą doskonałą iluzją zarówno prawdę o okrucieństwie bytu, jak i apokaliptyczny krajobraz świata spustoszonego przez cywilizację industrialną, zasypanego rosnącą z roku na rok górą toksycznych śmieci. Natura będąca odbiciem Boga i tajemnicą, sakralizowana i naśladowana, instrumentalnie wykorzystywana, niszczona, będąca ideałem i modelem sztuki, kochaną i znienawidzoną częścią naszego jestestwa – te jej obrazy, które odnajduję w pracach artystów Podkarpacia, nie obejmują wszystkich sposobów funkcjonowania tego wielkiego tematu w sztuce XXI wieku. Wystawa pokazuje jednak zarówno żywotność, jak i owocność refleksji nad naturą w sztuce oraz unaocznia bogactwo możliwości artystycznych, jakie niosą płynące z niej inspiracje.

 

Magdalena Rabizo-Birek / 15 listopada 2009

Skip to content